9. Moja kolekcja, cz. 2 - psy.

 Witam wszystkich!

Na początku chciałabym Wam podziękować za tak pozytywny odzew. Normalnie serce się raduje, gdy widzę Wasze komentarze  <33

Ten post miał pojawić się wcześniej, ale wystąpiły dwa problemy:

1. Kupowałam dwa zestawy LPS, w których były psy. Chciałam poczekać z postem, aby móc umieścić tu moje nowe figurki, ale niestety do żadnej z transakcji nigdy nie doszło.

2. Byłam chora, i przez to nie miałam siły na robienie czegokolwiek.

3. Miałam lekki stan...depresyjny? spowodowany nową szkołą. Na szczęście już on przemija.

W sprawie szkoły: niestety przez nią będę musiała ograniczyć ilość dodawanych wpisów. Po prostu nie będę miała na to czasu, szczególnie, że moje inne zainteresowania wymagają bardzo dużo uwagi. Mam nadzieję, że nie będziecie źli.

Dobrze, to tyle z moich spraw. Teraz czas na LPS.


 Poznajcie mojego pierwszego LPS'a w historii. Dostałam ją od koleżanki mamy ok. 2013 roku. To od niej wszystko się zaczęło - zobaczyłam znaczek LPS na jej nóżce i sprawdziłam, co on znaczy. Wtedy ukazały mi się zdjęcia cudownych figurek, których zapragnęłam mieć jak najwięcej. Fun fact: gdy wpisałam w wyszukiwarkę znaczenie tego znaczku większość wyników stanowiły zdjęcia postaci z LPS: Popular. Wspaniałe czasy...
Nie bawiłam się często tą figurką, ale gdy już się to działo to praktycznie zawsze była sklepikarką, bo właśnie to było pierwszą rzeczą, która przychodziła mi na myśl po spojrzeniu na nią. W sumie to dalej tak mam.

 
Jest to ten LPS, o którym wspominałam we wpisie o pogadankach. Dostałam ją od pewnej osoby z turnusu psychiatrycznego (dziękuję Ci Hania <3) wraz w innymi LPS z G4. Jest ona pomalowana od spodu pisakami, ale nie jest to takie wyraźne i nie przeszkadza mi to.


Jamnik - naprasowywanka. Przez te oczy zawsze była u mnie starszą panią. Była w jakimś przelotnym związku z sheepdogiem z Głodnych Zwierzaków. Niestety tylko tyle o niej pamiętam, bo była kupiona trochę przez to, że nie chciałam wracać do domu z pustymi rękoma.


A oto proszę Państwa symbol mojej głupoty: rysowanie długopisem po petshopach. Kiedyś gdy mi się nudziło to często impulsywnie niszczyłam zabawki tym, co miałam pod ręką. Przez to trzy LPS'y mają "podkreślone" pyszczki długopisami. W tym przypadku porysowałam jeszcze czuprynkę. Bardzo mnie to boli, ale już sobie wybaczyłam po zrozumieniu powodu tego bawienia się w Sida z "Toy Story".


Tę pannę dostałam od mojej kuzynki, która już skończyła przygodę z LPS. Z jakiegoś powodu bardzo pasuje jej imię Monika. Chyba właśnie tak ją nazwę.


To był ten nieszczęsny Rene...
Jak możecie zauważyć on także nosi na sobie symbol mojej głupoty. 
To jest figurka, która ma za sobą najwięcej zmian: najpierw był manager'em Grześka Jogurta, potem był w związku z jego matką, a następnie stał się Rene, którym już nie jest. Teraz w sumie nie wiem, co z nim zrobić.

Mój jedyny fuzzy LPS! Jest trochę pozdzierany, ale w końcu jest kupiony z drugiej ręki. To jeden z tych petshopów, który był, by być - nie ma za sobą ani żadnych historii, ani zabaw. 

Ah, mój Primark...

Z nim były takie zabawy, których świat nie widział. 

Najgorszą była ta, w której oddawał się aktowi...rozmnażania z Grześkiem Jogurtem. Dlaczego? Bo Jogurt chciał sprawdzić, czy podobają mu się faceci. A to hultaj, dziewczynę zdradza.

Ta zabawa była oczywiście wymyślona przeze mnie, bo 4 lata temu miałam bardzo dziwną fazę obsesji na punkcie yaoi. W sensie nie samego yaoi, ale tematyki, którą porusza. To był zdecydowanie najgorszy okres mojego życia i wstyd mi się do tego przyznać. Jeśli chcecie, to mogę opowiedzieć o tym więcej, bo to naprawdę był koszmar.

Dalej jest jednym z moich ulubionych petshopów, ale już nie ma takich dziejów za sobą - jest zwyczajnym obywatelem. Tak jak powinien.

Tę pannę zapewne już znacie! Dalej jest piękna jak zawsze, ale większego uroku dodaje jej obróżka z dzwoneczkiem. Podziękujcie Hani - to był jej pomysł. A dzwoneczek jest prawdziwy, metalowy i faktycznie dzwoni!

Husky z Centrum Adopcyjnego - najnowszy nabytek. Szczerze mówiąc te zdjęcia z Nicole bardzo go oszpecają -  w rzeczywistości jest bardziej uroczy. Nie mam o nim za dużo do powiedzenia.

Bernardyn, którego dostałam od wcześniej wspomnianej kuzynki. Z tego co pamiętam to był kumplem Janusza Limonki (mój boston terrier) i miał bliżej nieokreśloną żonę. Krótko po powstaniu GGJ obydwie o nim zapomniałyśmy. A szkoda, bo jest bardzo uroczy, tak jak wszystkie bernardyny.

Jeden ze starszych husky'ch, w dodatku z ukochanym przeze mnie czerwonym magnesem. O nim też niestety nie mam nic do powiedzenia poza tym, że jest naprawdę piękny.

To jest jeden z najpiękniejszych szczeniaczków! Niestety nie używałam go często - był po prostu wykorzystywany jako dzieciak wtedy, kiedy wymagał tego mój pseudoscenariusz. Muszę trochę się nim zająć - nie może się u mnie marnować w szafce!

Jeden z moich ulubionych LPS. Kiedyś miał cieniowanie na pyszczku, ale je zmyłam z bardzo istotnego powodu: przypominał mi neckbeard'a. Teraz wygląda znacznie lepiej. Dość często się nim bawiłam, ale nigdy nie miał żadnej istotnej roli. Był po prostu postacią poboczną.


Istny emocjonalny rollercoaster, prawda? Mam nadzieję, że nie było to bardzo dziwaczne. Szczególnie ta zabawa z Primarkiem. Proszę powiedzcie, że nie tylko ja bawiłam się w tak chore rzeczy.

Życzę Wam wszystkim miłego dnia i pozdrawiam <3